Podróż MEKSYK 2013 r. cz. IV.
Meksyk fascynuje! Dziejami ludzi, wielkimi odkryciami archeologicznymi i zderzeniem się z faktami, które budzą dreszcz emocji i często wprawiają w zdumienie. I chociaż wielokrotnie zdumienie graniczy z niesmakiem, to mimo tego Meksyk pozostawia zadziwiająco dobre wrażenie.
CHAMULA to jedno z miejsc, które broni się przed cywilizacją i pozostaje w swoim własnym świecie. I chociaż turystycznie wioska jest znana, to jej mieszkańcy nie są turystom przychylni.
W czasie gdy ja byłam w Chamuli, mieszkańcy coś celebrowali, dlatego był zakaz fotografowania wszystkiego. Chamula słynie z kościoła, w którym obrzędy odprawiane przez mieszkańców wprawiają w osłupienie i nawet rozśmieszają, a których pod groźbą więzienia nie wolno fotografować. W kościele można chodzić, oglądać, przyglądać się odprawianym obrządkom, ale pod czujnym okiem obserwatorów.
Udało mi się zrobić tylko kilka fotek, bo nie dość, że odbywająca się ich ceremonia zabraniała robienia zdjęć na dworze, to jeszcze przyczepił się do mnie upojony poshem Indianin i skutecznie mi utrudniał w Chamuli pobyt. Dręczyła go ciekawość skąd jestem. Nie przyjmował do wiadomości, że z Polski, upierał się przy Włoszcze, Hiszpance, Rumunce, Bułgarce i Żydówce. Nie mam żadnych uprzedzeń do wymienionych ani obaw w sensie egzystencjalnym, ale takie namolne wciskanie mnie w nieswoją narodowość zaczynała być męcząca. Cóż, aparat trzeba było zamknąć, udać obojętność i przejść się wzdłuż głównej alei, zaglądając do sklepików. W efekcie tego kupiłam ,,łapacza snów" , który sprawił spory kłopot w transporcie, bo trzeba było ten zakup tak zapakować, by piórka nie straciły na urodzie; trud sie opłacił, bo teraz efektownie wygląda na ścianie.
Chamula to egzotyka, która może przygnębiać, ale którą warto zobaczyć, tym bardziej, że w okolicy jest urocze miasto SAN CRISTOBAL De Las CASAS, które równoważy zmysły i w którym egzotyką można sie delektować. Miasto z kolorowymi kamieniczkami przy wąskich uliczkach, otoczone wyniosłymi górami ma swoisty urok. SAN CRISTOBAL De Las CASAS jest licznie odwiedzane przez turystów, co wcale nie dziwi, gdyż niepowtarzalność miejsca nie tylko dostrzega się, ale przede wszystkim czuje. To jedno z tych miejsc, których wyjątkowości człowiek jest świadomy, a których obraz niedostatecznie potrafi oddać.
Doświadczając silnego działania smutnej rzeczywistości Chamuli i niezbyt pięknych azteckich obrzędów i zwyczajów trzeba, dla wzmocnienia optymistyczną energią, zażyć kąpieli w błękitnych wodach malowniczych wodospadów AGUA AZUL.
Już samo przebywanie pośród spienionych kaskad tworzących jeziorka wśród bujnej tropikalnej zieleni działa, w ogólnym rozrachunku, korzystnie dla całego organizmu.
W Agua Azul kupiłam maleńkie banany, które choć smaczne, to niekorzystnie wpłynęły na moje samopoczucie. I na nic się zdała świadomość słabej odporności na meksykańską florę bakteryjną, bo zawiodła ostrożność; przeniosłam bakterie ze skórki na miąższ banana. Tyle wystarczyło, by mieć nieprzespaną noc. Ale rzecz wiadoma przecież, że na tego typu dolegliwości najlepsza Pepsi Cola, a tego akurat w Meksyku nie brakuje. Samopoczucie trzeba było ekspresowo poprawić, bo następnego dnia, w stanie Chiapas, czekało tajemnicze Palenque, a po nim droga na półwysep Jukatan, do kolejnych interesujących atrakcji i ruin Majów.
Monumentalne ruiny miasta Majów PALENQUE leżą u stóp wzgórza wiecznie pokrytego gęstym lasem tropikalnym. To ukryte miasto w dżungli odkryte zostało dopiero w 1952 r. Poszczególne budowle Palenque pochodzące z VII-VIII w.n.e. zachowały się w dość dobrym stanie i są chwałą króla Pacala, prawdopodobnie najbardziej znanego władcy Majów.
Przypuszcza się, że pierwsze stałe osady Majów powstawały już w pierwszym tysiącleciu p.n.e. Do ok. 500 r. p.n.e. główne ośrodki powstawały w centrum Meksyku, dopiero potem na południowych wyżynach i północnych częściach Jukatanu.
W Palenque do granic wykorzystano potencjał sztuki jako środka manipulowania historią. Na kamiennych tablicach wyryto nie tylko teksty gloryfikujące życie i historię rodu króla Pacala ale przedstawiono go również w centrum kosmosu Majów, co sugeruje, że według Majów władca posiadał niezwykłe cechy, a mianowicie umiejętność wyjścia poza ziemskie sprawy i zdolność komunikowania się z bóstwami i przodkami. No i że cechowało go wyjątkowe męstwo.
Ciekawą rzeczą jest, że na tronie w Palenque zasiadały aż dwie kobiety, co było raczej sprawą niespotykaną na terenach Majów. Pierwsza Yohl Ik,nal królowała w latach 583-604 n.e. , drugą była Sak K,uk, która po trzech latach królowania oddała tron swojemu synowi Pakalowi, który stał sie najpotężniejszym władcą Palenque.
Konkwista rozdarła MEKSYK prowokując do bratobójczych walk, rewolucja kraj zjednoczyła dając nadzieję na lepszy los, ale zamiast niwelowania pogłębiających się kontrastów społecznych, w siłę urosły kartele narkotykowe i zorganizowana przestępczość.
Przebywając trasę z Palenque do Campeche mogłam zobaczyć jak żyją zwyczajni ludzie. I chociaż spotyka się tu stare z nowym, to jednak życie dzisiejszych Meksykan jest głęboko zakorzenione w tradycji.
Meksyk jest wyzwaniem dla turystów, ale przede wszystkim dla jego mieszkańców. Może właśnie dlatego mówi się, że największym skarbem Meksyku, są jego mieszkańcy.
Jeden z jukatańskich klejnotów .... UXMAL - ruiny miasta Majów i boga deszczu Chaca.
Chac, obiekt ubóstwiania jak i lęku, był dla Majów bogiem deszczu, piorunów i błyskawic. Przynosząc deszcz umożliwiał wzrost zbóż, lecz zbyt obfitymi opadami jak i burzami niósł zniszczenie i śmierć.
Znaczenie Chaca, bóstwa deszczu, jest wyraźnie widoczne na rzeźbionych fasadach budowli w Uxmal. Chac jest jednym z najstarszych i najdłużej czczonych bogów panteonu Majów. Na fasadach budowli w Uxmal, widać rzeźbione wizerunki węża ponieważ bóg deszczu Chac zazwyczaj kojarzony był z wężem.
Uxmal było jednym z najważniejszych ośrodków cywilizacji Majów aż do połowy XV wieku.
Świątynia Czarownika, Dom Mniszek, Dom Żółwi, Pałac Gubernatora, Dom Starej Kobiety i boisko do gry w piłkę to niezwykłe obiekty, ozdobione żłobieniami przedstawiającymi motywy roślinne i bóstwo Chaca. Uxmal uważa się za najbardziej urokliwe miasto Majów, ale mniej badane w porównaniu z innymi ważnymi ośrodkami w Meksyku.
Po urokliwym i tonącym w tropikalnym słońcu starożytnym mieście Uxmal, fajnie popłynąć łodzią do namorzynowego lasu Rezerwatu Biosfery CELESTUN. Udaje się podejrzeć różnego rodzaju ptactwo, m.in. kolonię koralowo upierzonych flamingów i nawet zrobić zdjęcia. Nie korzystam ze spcjalistycznych urządzeń, dlatego moje fotki nie powalają, ale świetnie udało mi się utrwalić miejsce w pamięci i to mi wystarczy, bo do miłośników ornitologii nie zaliczam siebie raczej.
W namorzynowym lesie znajduje się słodkowodne żródło, w którym miejscowi i turyści kąpią się.
Dla mnie wyprawa do tych namorzyn była fajną sprawa, ponieważ tak malownicze mangrowia widziałam po raz pierwszy.
SISAL to ponętna rybacka wieś z ładną plażą. Miejsce świetne na relaks i wzmocnienie akumulatorów. Dla smakoszy czeka przyjemna z wyglądu restauracyjka z owocami morza, a dla miłośników kąpieli słonecznych i morskich urocza niezatłoczona piaszczysta plaża, oblewana mieniącymi się w różnym odcieniu zieleni wodami Zatoki Meksykańskiej.
Do MERIDY, kolonialnego miasteczka stolicy Jukatanu, przybyłam późnym popołudniem. Niewiele czasu miałam na poznanie miasta w świetle dziennym. Zakwaterowanie i odświeżenie jeszcze ten czas skróciło.
Żałuję, że zdecydowałam się na przejażdżkę po mieście dorożką. Trafiłam na taką, która co rusz łapała gumę. Na wybrukowanych ulicach trzęsło na tyle, że robienie zdjęć sobie darowałam, bo nie wychodziły w przyzwoitej jakości. Do Pomnika Narodowego dojechaliśmy późno no i ze zdjęć tam zrobionych raczej nie jestem dumna.
Jednak w ogólnym rozrachunku nie było tragicznie. Meksykańską Meridę zobaczyłam, a że nie napstrykałam fotek, cóż nie wszystko musi być utrwalone na kartach sd; ważne, że wspomnienia wciąż żyją w pamięci.
W historycznym IZAMAL zatrzymujemy się, by zwiedzić klasztor św. Antoniego z Padwy ( Conwento de San Antonio de Padua). Właściwie jest to klasztor z kościołem, który wzniesiono na miejscu piramidy przeznaczonej dla boga niebios - Itzamna, i który zbudowano z kamieni pozyskanych z rozebranej piramidy.
Według lokalnych przewodników IZAMAL, to jedyne miasto Majów, które nie zostało opuszczone przez mieszkańców. Natomiast, w niektórych naszych przewodnikach można wyczytać, że Hiszpanie zastali miasto praktycznie niezamieszkane. Faktem jednak jest, że większość mieszkańców miasta mówi w języku maya.
Jako ciekawostkę dodam, że w atrium klasztoru w 1993 r. mszę odprawił papież J.P.II, na którą zaproszono rdzennych mieszkańców całego kontynentu i na której poprosił Indian o przebaczenie krzywd wyrządzonych im przez kościół.
CHICHEN ITZA, najbardziej rozpoznawalny tego typu zabytek na świecie, jest najlepiej zachowanym i największym miastem Majów. To najbardziej majestatyczne i intrygujące miasto Majów, na całym półwyspie Jukatan, zajmuje ponad 100 km kwadratowych (samo stanowisko archeologiczne zajmuje 2,5 km kwadratowych). Malowidła ścienne i stele pełne wojowników, scen bitewnych i składania ofiar z ludzi nadają miastu charakter wojskowy i zaprzeczają jakoby Majowie byli narodem pacyfistów.
Chcąc zobaczyć jak najwięcej, trzeba przybyć do Chichen Itza z rana, ponieważ poszczególne obiekty są od siebie oddalone w pewnych odległościach, a do studni ofiarnej (cenote), do której nie kazdy zwiedzający się udaje, jest ponad kilometr i koniecznie trzeba mieć z sobą sporą ilość napoju, by panujący tam upał nie zmącił uroku zwiedzania.
Jeśli przeżyliśmy pobyt w Chichen Itza, to szczęśliwi i urzeczeni wielką mozaiką kultury, obyczajów i ludzkich losów udajemy się do miejsca, w którym poczujemy bliskość z naturą. Niedaleko Chichen Itza znajduje się przepiękna cenote IL KIL, która pozwoli nieco ochłonąć (można w tej studni zarzyć kąpieli ), a specyficzne piękno miejsca dostarczy pewnego rodzaju przekazu energetycznego, jeśli komuś, po archeologicznych stanowiskach, taka potrzeba jest niezbędna.
Cenote, to rodzaj naturalnej studni krasowej utworzonej w skale wapiennej. Niektóre z nich pełniły ważną rolę rytualną, związaną z kultem boga deszczu i wody Chaca. Majowie wierzyli, że studnie te prowadzą w zaświaty.
Cóż, w CANCUN zatrzymałam się by nabrać tchu... ,
po trudach zwiedzania specjalistycznych atrakcji meksykańskich i przed zbliżającym się powrotem do domu.
Z Cancun miałam lot do Mexico City. Po kilku godzinach oczekiwania na lotnisku odleciałam z Meksyku do Amsterdamu, które pożegnałam po 5 godzinach oczekiwania na samolot do Warszawy.
No i jestem już w kraju. W stolicy byłam blisko północy, miałam zarezerwowany pokój w hotelu w okolicy lotniska, więc dotarcie doń zajęło już niewiele czasu.
W hotelu zobaczyłam, że sprawdzono mi dokładnie całą zawartość mojej walizki. Kłódka była przepiłowana a wewnątrz wszystko ,,ułożone" nie po mojemu. Przegląd musiał być w Amsterdamie, ponieważ nic nie zginęło. To prawdopodobnie z uwagi na narkotyki. Nie, nie ja narkotyków ani podobnego towaru nie posiadałam. Chociaż na meksykańskich plażach zdażały się oferty sprzedaży narkotyków.
Narkotyki to rzecz wiadoma, nie wolno ani wwozić ani przywozić, ale oprócz tego szkodliwego towaru z Meksyku nie wolno wywozić skarbów zaliczanych jako narodowe Do takich np. zalicza się muszelki. Wszystko, co ma muszelki, tj. wisiorki, naszyjniki, bransoletki będą skonfiskowane w trakcie kontroli.
Z Warszawy orzyjechałam do domu i to był koniec mojej podróży do Meksyku.
Wydawało mi się wtedy, że nie było nikogo szczęśliwszego ode mnie.
DZIĘKUJĘ.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Ladna podroz
-
Piękna podróż. Naprawdę zazdroszczę... Pozdrawiam. :)
-
Zacząłem zapoznawać się z ostatnią (?) odsłoną Twojej meksykańskiej podróży. Na razie zobaczyłem piękne zdjęcia z San Cristobal de las Casas i Agua Azul. Jeszcze tu wrócę... Pozdrawiam. :)
-
Z wielką przyjemnością zatopiłam się w Twoim kolejnym poznawaniu tego świata i dostarczyło mi to niezwykłych wrażeń :)
-
:-)
-
Hooltayka, Snickers było mi miło gościć Was w mojej galerii zdjęć o Meksyku.
Oczywiście dziękuję również tym, którzy odwiedzili mój album zdjęć a zaznaczyli to w inny sposób.
Podróżowanie w dzisiejszych czasach staje się coraz łatwiejsze, dlatego Wszystkim życzę, by pojechali tam, gdzie sięgają ich marzenia. Snickersie nigdy nic nie wiadomo, oby ziściło Ci się to, co na ten czas wydaje się niemożliwe. Wszystkim tego życzę,
i sobie też.
-
Przebogaty opis w równie kolorowo-bogatej podróży. Może nigdy tam nie stanie moja noga zatem jest wielka okazja podziękować za to sympatyczne przedstawienie części Meksyku. Oczywiście piszę się na wcześniejsze relacje, które niewątpliwie porusza moją wyobraźnię. Dziękuję i pozdrawiam.
-
Kolejna bardzo ciekawa relacja z Meksyku,którą oglądam na raty od kilku dni.
Bardzo dużo się dowiedziałam i obejrzałam.
Wszyscy,którzy byli w tym kraju wracają zachwyceni.
Może i ja kiedyś tam trafię.
Pozdrawiam-) -
Amused dziękuję.
Tak też mi tam poradzono. Teraz wiem co jest niezbędnym elementem w walizce :-).
W Meksyku byłam w marcu 2013 r., dobra pora na zwiedzanie tego ciekawego kraju, i pogoda mnie nie zawiodła.
Korzystam obecnie nie ze swojego komputera, dlatego tak późno odpisuję i mało bywam w necie. Padł mi mój laptop, ale już na dniach będę miała nowy, więc prawdopodobnie częściej będę na KOLUMBERZE a co za tym idzie będę delektować się miejscami, które Wy odwiedziliście.
Wszystkim życzę fajnego dnia.
-
Smoku, dla mnie wycieczka musi być treściowa, dlatego wybieram takie miejsca, które wzbogacają mnie merytorycznie. Nie ograniczam jednak swoich wyjazdów do spraw wyłącznie ciekawych dziejowo; bywam też w miejscach ładnych tylko krajobrazowo, przy okazji ale bywam.
Moja recenzja z pobytu w Chamuli kojarzy się z Dziadami A. Mickiewicza, ponieważ pomieszano tam obrzędy pogańskie z chrześcijańskimi, i ja wcale krytycznie się do tego nie odnoszę, przedstawiłam fakty i podzieliłam się swoją refleksją. Dla mnie jedynie zaskoczeniem było to, że prawdopodobnie Watykan zaakceptował taką formę obrzędów w tym kościele, kościele jakby nie było chrześcijańskim. Nie wiem, może i można jadłem i napojem przynieść sobie zbawienie.
Napisałam o obrzędach w kościele, ale pominęłam sprawę panujących w Chamuli stosunków między ludźmi, które mnie zszokowały. To akurat przemilczałam, ponieważ takie postępowanie zaczyna być już stosowane i akceptowane wszędzie na całym świecie, chociaż zasługuje na potępienie.
Rozśmieszyłeś mnie Smoku! Dzięki piękne za Twój czas i za chęć podzielenia się ze mną swoimi odczuciami.
Co do zatruć, to był mój pierwszy raz, ale nie spaskudziło mi to dalszego pobytu w Meksyku, bo jak już wszyscy chyba wiedzą alkohol z colą robią cuda.
Zakończyłam galerię o Meksyku. Kraj bardzo ciekawy, wszystkim polecam!
Robienie galerii jest bardzo czasochłonne; nie wiem czy będą inne, może tylko pojedyncze miejsca :-).
Pozdrawiam ciepło.
-
Zgadzam się ze Smokiem jeśli chodzi o profilaktykę alkoholową (mówią co prawda, że gorąca herbata ma ten sam skutek, ale osobiście w tropikach wolę alkohol) - jeden jedyny raz (w tym roku) nie stosowałam i oczywiście miałam problemy (mówię oczywiście o drobnych problemach, a nie jakimś poważnym zatruciu).
Zazdroszczę widoku Agua Azul w kolorze 'azul' - kiedy ja tam byłam w porze deszczowej to była raczej Agua Cafe;) -
Kazda czesc Twojej podrozy po Meksyku jest coraz lepsza. Podsumowujac calosc, to musze Ci pogratulowac bardzo ciekawej podrozy i pochwalic za wnikliwosc i ciekawosc tego wszystkiego, co po drodze widzialas. Podziwiam tu zwlaszcza Twoje niezmordowane sily i nieustajacy entuzjazm w przemierzaniu i zwiedzaniu tak duzego obszaru w tak krotkim czasie.
Zatrucia pokarmowe w takich rejonach swiata jak Meksyk, sa dosc czeste i typowe. Ich najczestsza przyczyna jest lekkomyslnosc osob przygotowujacych posilki. Mycie czegos nieprzegotowana woda lub podanie nieswiezych produktow to najpopularniejsze przyczyny. Banany bym raczej wykluczyl jako mozliwosc zatrucia a wine bym zwalil na ktorys z tych dwoch elementow wczesniej wspomnianych. Na drugi raz podrozujac po krajach tropikalnych sprobuj wysokoprocentowy alkohol jak tequila czy rum, codziennie w malej ilosci jako profilaktyka. Bakteriobujcza jest tez zielona cytryna.
Czekam niecierpliwie na Twoje nastepne relacje ze swiata :-) -
Ufff, na razie, pozniej dokoncze :-)
-
Twoja opowiesc jest cos na wzor czterech czesci "Dziadow" Mickiewicza... Zaczalem czytac, ale juz mi sie wydaje najbardziej dramatyczna.
Slusznie, ze schowalas aparat, bo grozba meksykanskeigo wiezienia tez by mnie napawala strachem...
Jak ten facet byl taki namolny w wypytywaniu Cie o narodowosc, to trzeba mu bylo powiedziec, ze jestes z Puerto Rico, to napewno by Cie zostawil w spokoju :-)